Metryczka
Imię: Sif
Nazwisko: Hatisdottir (panieńskie Ulfriksdóttir, po mężu Domogarov)
Data urodzenia: 20/11/1998
Miejsce urodzenia: Sztokholm, Szwecja
Wiek: 21 lat
Wzrost: 175 cm
Waga: 57 kg
Rasa: wilkołak, była nefilim
Przynależność: Wilczy Azyl
Wizerunek: Taylor Momsen
Aparycja
Długie, blond włosy, sięgające jej do pasa i będące jej największą dumą; mocny, wyrazisty makijaż ze szczególnym naciskiem na nadmiar czarnego cienia do powiek oraz nietypowy styl ubierania się - to trzy najważniejsze cechy, które wyróżniają Sif z tłumu. Dość wysoka, szczupła sylwetka nie posiada znamion ponadprzeciętnej siły, jaką posiada jej właścicielka, stawiając ją bliżej modelek niż wrestlerek, z którymi mogłaby konkurować.
Za swój największy atut uważa włosy, które najczęściej nosi rozpuszczone lub zaplecione w luźne warkocze, zdarza jej się nakładać na nie wianki w różnych kolorach. Błękitne oczy w kształcie migdałów podkreślone są mocnym, czarnym makijażem, na którym nie szczędzi, przez co przez niektórych jest porównywana do pandy czy szopa. Sif ma jasną, wrażliwą na słońce skórę, która przy dłuższym kontakcie z nim opala się na czerwono.
Ubiorem stara się wyrażać siebie, przez co częściej stawia na wygląd niż wygodę. Z reguły preferuje ubrania w ciemniejszych odcieniach, jednak nie ma problemu z tym, by nałożyć na siebie coś jaśniejszego. Woli przydługie bluzki czy spódnice zamiast spodni, najlepiej w połączeniu z zakolanówkami i butami na wysokim obcasie, żeby dodać sobie jeszcze więcej centymetrów. Uwielbia wszelkiego rodzaju dodatki oraz biżuterię, nie ruszy się nigdzie bez zestawu bransoletek oraz naszyjników.
Jedynym znakiem jej dawnej przynależności do łowców jest miniaturowa wersja runy joyous wytatuowana na prawym biodrze. Po ugryzieniu wilkołaka zostało jej kilka blizn - na szyi i prawym boku, co stara się ukryć podkładem oraz ubraniami.
W formie wilkołaka jest duża, osiągając wręcz maksymalny możliwy rozmiar, a masywność i wielkość dodatkowo potęguje puchata, gruba sierść. Podszerstek jest wyjątkowo gęsty, niezależnie od panującej pory roku. Sierść ma barwę w różnych odcieniach szarości - na grzbiecie ciemniejszą, a na brzuchu jaśniejszą. Posiada także zdobienia w innych kolorach: brzuch, dół pyska oraz kreski obok oczu i nosa ma białe; czarne uszy, czoło i dwa pionowe paski na grzbiecie. Barwa oczu jest mętna - zielona z domieszką brązowego i żółtego.
Charakter
Była wychowywana na twardą wojowniczkę, nie bojącą się niczego ani nikogo i potrafiącą stanąć oko w oko z najpaskudniejszym demonem bez śladu emocji na twarzy. Na zewnątrz praktycznie bezuczuciowa i beznamiętna, nie pokazywała po sobie, co czuje i co myśli. Ponadprzeciętnie ponura, rzadko co było w stanie wywołać u niej uśmiech. Jak przystało na dobrego Nocnego Łowcę, była bardzo obowiązkowa, bez sprzeciwów wykonywała rozkazy i polecenia osób wyżej od niej postawionych, nawet jeśli się z nimi nie zgadzała. Bunt czy pokazywanie własnego zdania, gdy było to niewskazane, nie było czymś, co występowało u niej często. Służbistka, wykonująca skrupulatnie wydawane jej polecenia, charakteryzująca się odpowiedzialnością i odwagą cywilną - zawsze starała się postępować tak, jak od niej tego wymagano, przy czym nie miała problemów z przyznaniem się do winy i ponoszenia konsekwencji swoich działań.
Po przemianie stała się zupełnie inną osobą i wszystkie emocje, dotąd schowane i tłumione, znalazły swe ujście. Nierzadko ma problem z ich kontrolowaniem, przez co złość, smutek czy podekscytowanie w przypadku Sif mogą wydawać się być przerysowane. Gdy jest przygnębiona, wypłakuje kilka paczek chusteczek i przejawia skłonności do dramatyzowania i pesymizmu; gdy się cieszy, to śmieje się najgłośniej, jak tylko potrafi; przy złoszczeniu się trzaska drzwiami i rzuca wszystkim, co znajdzie się w pobliżu jej rąk. Nie potrafi zachować zimnej krwi, w sytuacjach stresowych zdarza jej się panikować, co wyłącza u niej racjonalne myślenie. Wtedy robi to, co pierwsze przyjdzie jej do głowy, przy czym najczęściej słucha się instynktu samozachowawczego. Zdarza jej się nie zastanawiać nad konsekwencjami swojego zachowania, troszcząc się głównie o siebie i o to, by to jej było dobrze. Chociaż doskonale wie, że robi źle, nie potrafi powstrzymać się od nagięcia, czy nawet złamania prawa, jeśli tylko znajdzie ku temu dogodną okazję. Dużo szczeka - pyskuje i ma sporą paletę różnych wyzwisk oraz wiązanek - jednak rzadko kiedy gryzie, tłumacząc się bólem zęba. Mówi to, co ślina jej na język przyniesie, szczególnie w sytuacjach stresowych, przez co gubi się w swoich kłamstwach i tym, co powiedziała.
W kontaktach z innymi jest rozmowna i serdeczna, przyjaźnie nastawiona do nowych osób. Lubi przebywać w towarzystwie, czuje się wtedy jak ryba w wodzie, ponieważ samotność jej nie służy i ją przytłacza. Jest empatyczna, jeśli tylko ma taką możliwość, to potrafi pomagać bezinteresownie… albo za dobry alkohol, który z chęcią wypije wraz z osobą, której pomogła. W stosunku do bliższych osób jest godna zaufania, mogą na niej polegać - wyrwana ze snu w środku nocy bez zastanowienia pomogłaby przyjacielowi schować zwłoki. Zawsze chętna na imprezy, drobne łamanie przyziemnego prawa czy głupie zakłady, przy czym sprowokowanie jej nie należy do ciężkich zadań. Wystarczy powiedzieć, że czegoś nie zrobi, by to zrobiła. Istny wulkan energii, wszędzie jest jej pełno i lubi przebywać w samym centrum zainteresowania oraz zamieszania. Niegroźne pranki uważa za zabawne i nie widzi w nich niczego złego. Sama lubi robić innym głupie kawały, jednocześnie nie mając za złe, jeśli to ona stałaby się ich ofiarą, ponieważ ma do siebie ogromny dystans i patrzy na świat z przymrużeniem oka.
Biografia
Scholomancja, ???
To nie treningi są najtrudniejsze w Scholomancji, tylko samotność. Samotność, która doskwiera każdego dnia, łapie w swoje szpony każdego dnia i nie chce puścić. Nie wiem, jaki dzisiaj dzień, czy moi rodzice jeszcze żyją, czy zginęli podczas jednego z tych rutynowych patroli. Czy rodzeństwo zajęło się odpowiednio moim Bjornem, tak, jak obiecało (nawet nie potrafię ubrać w słowa tego, jak bardzo tęsknię za tym żółwim pyszczkiem, patrzącym na mnie, gdy w te nieliczne dni krzątałam się w swoim pokoju).
Nie chcę tu być, cholernie nie chcę, ale muszę. Zawsze byłam oczkiem w głowie tatusia, który twierdził, że chce dla mnie jak najlepiej. Silna, odważna Sif, która już jako pięcioletni berbeć nie rozstawała się z toporkiem. Dla niego było oczywiste, że będę kontynuowała rodzinną “tradycję” i najpierw kazał iść na naukę do Akademii, by po tym od razu wysłać mnie do Scholomancji, jak na prawowitą Svanström przystało. Nie spytał mnie oczywiście o zdanie, myśląc, że ja też tego chcę i uznając za oczywiste to, że zostanę Centurionką. Można wręcz powiedzieć, że przygotowywał mnie do tego, odkąd pamiętam.
Nie mogę powiedzieć, że miałam złe dzieciństwo. Prawdę mówiąc, wspominam je dobrze. Staruszek sam zajął się moją edukacją. Treningi, początkowo łatwe, z czasem zaczęły stawać się coraz trudniejsze i męczące, jednak było w nich coś przyjemnego. Być może były to te osiągnięcia, gdy pierwszy raz trafiłam z kuszy w sam środek celu oddalonego o pięćdziesiąt metrów. Albo gdy po raz pierwszy udało mi się rozbroić ojca. Chociaż nie, chodziło o sam fakt, że ćwiczyłam z tatą.
Ulfrik, tęsknię za tobą, ty stary pryku.
Przełom nastąpił w 2007 roku. Miałam 9 lat, gdy wybuchła Mroczna Wojna i chociaż według ogółu byłam jeszcze za młoda na to, by brać udział w takim konflikcie, tata miał odmienne zdanie. “Ona jest Svanström” mówił pełnym przekonania głosem, jakby to cokolwiek tłumaczyło. Dlatego w moim przypadku ceremonia nadania run - która miała miejsce tylko i wyłącznie dzięki naciskom ojca - przebiegła szybko, bez zbędnego celebrowania. Prawdę mówiąc, ogromnie się bałam tego wszystkiego, miałam wrażenie, że jest na to wszystko jeszcze za wcześnie. Jednak nie zająknęłam się ani razu, gdy składałam przysięgę oraz nie skrzywiłam się z bólu podczas nadawania run, ponieważ tego właśnie oczekiwał ojciec.
W samą porę - niedługo po niej szwedzki Instytut został zaatakowany przez popleczników Sebastiana. Wtedy niewiele z tego rozumiała, kto, jak i dlaczego, jednak wtedy to nie miało dla mnie znaczenia. Byłam szkolona do walki i na tym właśnie się chciałam skupić. Tylko, wiecie, strzelanie do demonów, a strzelanie do osób, nawet tych złych, zdecydowanie się od siebie różni. Wstyd mi się do tego przyznać, nawet jeśli nikt poza mną nie przeczyta mojego pamiętnika, ale w tamtym momencie chciało mi się płakać, przytulić do mamy i przeczekać, aż ten cały koszmar się skończy. Ogromnie drżały mi ręce, gdy naciągałam kolejne bełty na kuszę, ale udało mi się kilka razy trafić w przeciwników - chyba nawet zabiłam jednego mrocznego łowcę, bo przestał się ruszać, gdy dostał ode mnie w oko.
Staruszek stwierdził, że byłam niesamowita. Dlatego, mimo protestów mamy, znalazłam się z nim w Alicante, trzymając w rękach swoją szczęśliwą kuszę. Nie chcę pamiętać tej bitwy, ale ona wciąż uparcie śni mi się po nocach. Szczególnie tu, w pustych ścianach Scholomancji koszmary dają o sobie znać o wiele silniej niż zazwyczaj. Może i nie byłam w samym środku walk, mama skutecznie wyperswadowała to ojcu, więc razem z nim zajmowałam tylne szyki, strzelając do tych wszystkich złych osób, jednak tamte sceny zapamiętam do końca życia. To.. to była rzeź. Rzeź zapoczątkowana przez łowcę, za którą obwiniono wróżki. Absurd. Widziałam tam przedstawicieli chyba wszystkich ras, dlaczego nie ukarano wszystkich winnych?
Jako Nocna Łowczyni dopilnuję tego, by nigdy więcej taka wojna się nie powtórzyła, tak mi dopomóżcie anioły.
Chcę o tym zapomnieć.
Scholomancja, ???
Nie wiem, ile czasu już tu jestem. Już dawno przestałam liczyć wschody i zachody słońca, które zlewają mi się ze sobą.
Staram się ze wszystkich swoich sił, by być jak najlepszą. Wyczerpujące treningi na skraju moich możliwości, po których jestem tak zmęczona, że jedyne, o czym marzę to spokojny sen. Nauka w otoczeniu starych ksiąg na temat demonów, magii i tym podobnych rzeczy, sprawia, że wieczorem czuję niczym niemyślące zombie. I tylko dni, w których skupiam się na medytacji są tymi, dzięki którym przed spaniem jestem w stanie coś zrobić.
Daję z siebie wszystko i chyba Oni to dostrzegają. Albo i nie? Nie wiem. Nic już nie wiem. Na przykład to, czy te wszystkie cienie i głosy istnieją, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni. Ostatnio miałam wrażenie, że widzę tego łowcę, którego zabiłam wtedy w Instytucie. Nie, nie miałam wrażenie - ja go naprawdę widziałam.
Chyba serio zaczynam tu świrować.
Muszę starać się jeszcze bardziej, by jak najszybciej urwać się z tego przeklętego miejsca.
Sztokholm, 10.01.2020
Od tygodnia jestem już w domu, ze Scholomancji wypuścili mnie chwilę po Nowym Roku. Mogę już nazywać się Centurionką i powinno wzbudzać to we mnie poczucie dumy, ale gdy o tym myślę, nic nie czuję. Może tylko pustkę, bo ten tytuł nie jest tym, czym chciałam. Znaczy, gdy jestem w towarzystwie, udaję szczęśliwą, bo wiem, że to było marzenie taty. I widzę, że się naprawdę cieszy, gdy mnie przytula czy chwali się moimi osiągnięciami. Tylko jednocześnie widzę w jego spojrzeniu, że coś jest nie tak.
I słyszę. Słyszę, jak o mnie mówią za plecami. Że coś jest ze mną nie tak. Że jestem jakaś “dziwna” i się zmieniłam. Kurwa, byłam na odludziu przez 4 lata, każdemu by odwaliło.
Przynajmniej mogę teraz rysować na sobie runę joyous tyle razy dziennie, ile tylko zechcę. Po niej nie mam żadnych koszmarów, przywidzeń, niczego.
Wiecie jednak, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? To, że za tydzień się hajtam. Wychodzę za mąż za jakiegoś Ruska, by, jak to powiedzieli rodzice “poprawić stosunki między naszymi rodami”. Dobre sobie. Niby spytali mnie o zdanie, ale doskonale wiem, że oczekiwali po mnie tego, że się zgodzę, jak na dobrą córkę przystało. Dodając do tego to, że zaskoczyli mnie tą wiadomością to tak, faktycznie w pierwszej chwili się zgodziłam. Żałuję tego, jednak z drugiej strony, czy miałam inne wyjście? Mogę stawać okoniem i upierać się przy swoim, ale na jak długo?
Moskwa, 07.02.2020
Będąc jeszcze w Scholomancji, chciałam powrotu do domu, jednak teraz dostrzegam, że nigdy nie będzie już tak, jak wcześniej i zaczynam tęsknić za tamtym miejscem. Treningi były o niebo lepsze niż trwanie w związku wbrew sobie. Miałam ochotę zwiać przed ołtarza, niczym w jakimś głupawym przyziemnym romansidle, jednak nie zrobiłam tego. Nie chciałam przynosić wstydu rodzinie. Pierwszy raz podczas rysowania run zadrżała mi ręka - gdy nakładałam je swojemu mężowi. Nawet piękna złota suknia, którą miałam na sobie, szczęście moich rodziców oraz wystawne przyjęcie nie było w stanie odgonić ode mnie wrażenie, że byłam zwykłym towarem.
Tydzień po ślubie mój mąż - na Razjela, jak dziwnie to brzmi - zabrał mnie do Moskwy, do swojego rodzinnego Instytutu. Jeśli nie myśleć o tej całej otoczce wokół, to podoba mi się tu.
Jednak co mi z pięknego miasta i widoków, skoro czuję się jak na uwięzi? Smycz, najpierw trzymana przez ojca, teraz przejęta przez męża, krępuje mi ruchy i sprawia, że każdego dnia się duszę. Coraz częściej mam wrażenie, że ja to nie ja, że jestem tylko biernym świadkiem obserwującym z boku młodą dziewczynę, która mogłaby mieć całe życie przed sobą, ale tak naprawdę żyje tylko pod dyktando innych. Widzę, jak się męczy i nie może rozwinąć skrzydeł, a najgorsze jest to, że nie wiem, jak jej pomóc.
Jutro jadę na swoją pierwszą rosyjską misję. Zbadanie podejrzanej demonicznej aktywności gdzieś w obwodzie kurskim, nic niezwykłego dla łowcy. Czeka nas kawał drogi, więc w ciągu dnia czy dwóch się nie wyrobimy. Oprócz mnie na pewno jedzie mój mąż, pewnie ktoś jeszcze, ale o tym dowiem się zapewne w dzień odjazdu.
Rylsk, 02.05.2020
Ja pierdolę.
Dopiero teraz jestem w stanie otworzyć pamiętnik i napisać kolejną notatkę, chociaż i tak drżą mi ręce na samą myśl o tym, że zaraz opiszę to wszystko, co mi się przytrafiło. To trudne, ale mam nadzieję, że chociaż nieco mi ulży, jeśli wszystko z siebie wyrzucę. Nie mam zbyt dużo czasu, jest już środek nocy, wszyscy moi towarzysze już śpią, a ja siedzę z prawie wyładowaną latarką.
To miała być rutynowa misja, jedna z tych, które nocny łowca ma wiele w swoim życiu. Pojechać do miejsca A, zabić demony, wrócić. Dwa pierwsze punkty udało mi się wypełnić, z powrotem sprawa cholernie się skomplikowała.
Był to kompleks opuszczonych budowli, na moje oko wyglądało to na fabrykę lub halę produkcyjną. Sensory nadawały jak najęte, jednak demonów nigdzie nie było widać, a że teren był spory, to postanowiliśmy się rozdzielić. Nie podobał mi się ten pomysł, jednak wtedy byłam w mniejszości - z perspektywy czasu widzę, że powinnam się bardziej postawić i użyć swojego autorytetu, w końcu jestem (byłam?) Centurionem. Jednak teraz mogę tylko na siebie psioczyć, co i tak nic nie zmieni. Wracając do tematu, udałam się sama poza fabrykę, chcąc sprawdzić okolicę wokół budynków. Było już dość ciemno i gdyby nie te nieprzyjemne uczucie, że coś tu jest nie tak, mogłabym powiedzieć, że było dość klimatycznie. Wiecie, lekki wiaterek, światło gwiazd i księżyca w pełni…
Usłyszałam za sobą kroki - nie zdążyłam w pełni się obrócić, gdy coś mnie ugryzło, chociaż “ugryzło” to za mało powiedziane. Jednocześnie wgryzł się w moją szyję, pazurami drapiąc brzuch. Chciałam się bronić, zdołałam wbić w brzuch bestii miecz, prawie że po samą rękojeść, tylko niestety adamas nie działa na wilka tak zabójczo jak srebro. Jednak najwyraźniej wystarczyło, by wilkołak odpuścił dalszą walkę i zostawił mnie w spokoju.
Nie myślałam wtedy rozsądnie, szok i adrenalina robią swoje, dlatego postanowiłam uciec. Stchórzyłam, nie chcąc pokazywać się innym łowcom w takim stanie, więc ostatkiem sił pobiegłam przed siebie, zanim całkiem nie straciłam przytomności. Chociaż bycie zupełnie nieprzytomną w opuszczonej okolicy, gdzie mogły kręcić się demony nie brzmiało jak coś szczególnie bezpiecznego, to uważam, że i tak miałam szczęście. Gdy się ocknęłam, nie miałam już na sobie run. Byłam obolała, każdy, nawet najmniejszy ruch powodował u mnie kolejne spazmy bólu, jednak to było nic w porównaniu z uczuciem zrywania run na żywca.
Szukali mnie, nie dzień i nie dwa, jednak zawsze byłam o wiele kroków przed nimi. Słyszałam ich, na długo przed tym, zanim oni w ogóle się do mnie zbliżyli, co było dla mnie czymś zupełnie nowym. Przyzwyczajenie się do odczuwania tylu bodźców na raz było trudne.
Nie wiem, co sobie wtedy myślałam, patrząc z perspektywy czasu czasu nie mam pojęcia, co mną kierowało. Być może było to poczucie wolności i myśl, że mogę robić, co tylko chcę. Po Scholomancji była to naprawdę miła odmiana, więc prawdopodobnie się tym zachłysnęłam, chcąc korzystać z tego jak najdłużej.
Miesiąc później przyszła następna pełnia i pierwsza w moim życiu przemiana. Z samej nocy pamiętam tyle, co nic - w pamięć doskonale wryła mi się sama zmiana w wilka. Nie pamiętam, by wcześniej kiedykolwiek mnie tak coś bolało. Łamanie kości, zmiana kształtu szkieletu, układu mięśni i ścięgien, wyrastanie ogona… to wszystko stanowiło kurewsko bolesną mieszankę, że jedyne, co mi pozostało to wyć i modlić się, żeby to jak najszybciej się skończyło.
Świadomość uzyskałam nad ranem, cała w błocie, krwi i innych bliżej niezidentyfikowanych substancji. Uderzyły mnie wtedy nie dwie rzeczy - przykryta ciepłym kocem, nie miałam na sobie ubrań i nie byłam sama.
Przygarnęła mnie lokalna wataha wilkołaków, dzięki której mogłam w miarę bezproblemowo oraz spokojnie przetrwać ten pierwszy czas bycia wilkołakiem. Niestety byłam z nimi tylko przez kilka pełni, jednak bardzo mi pomogli. Przemiany wciąż niewyobrażalnie bolały, jednak podczas nich w większości zachowywałam świadomość, a gdy wilcza część przejmowała kontrolę i zaczynałam za bardzo brykać, alfa potrafił szybko przywrócić mnie do porządku.
Oczywiście nic za darmo. W zamian za pomoc oferowaną mi, miałam też im pomagać. Początkowo usilnie trzymałam się resztek przyzwoitości i prawości, wpojonych mi przez rodziców, jednak te szybko się ulotniły, dając miejsca ekscytacji. Stałam na czatach, gdy włamywali się do domów co bardziej dzianych osób. Czekałam za kierownicą odpalonego samochodu podczas obrabowywania kolejnego sklepu. Nawet raz zdarzyło mi się przywalić przyziemnemu policjantowi.
W końcu czuję, że żyję i to jest piękne.
Oczywiście tęsknię za rodziną, cholernie mocno tęsknię, ale nie wiem, czy teraz byłabym w stanie do nich wrócić. Najprawdopodobniej myślą, że nie żyję - i tak chyba będzie najlepiej zarówno dla mnie, jak i dla nich.
York, 10.06.2020
Chyba nie dane mi jest mieć zbyt długo spokój. Pod koniec maja, będąc w jednym z większych rosyjskim miast, w barze dla Podziemnych natrafiłam wraz z kilkoma kumplami z watahy na grupkę wampirów. Wcześniej wypiliśmy zdecydowanie zbyt dużo, a to, w połączeniu z paskudnym zapachem pijawek wprawiło nas w bardziej agresywny nastrój. No dobra, rzuciliśmy się na nich z pięściami lub z pazurami, zależnie od tego, co kto preferuje. Tak, nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. I tak, nie obyło się też bez interwencji nefilim - i bez mojej ucieczki na widok dawnych pobratymców. Spanikowałam po raz kolejny, zostawiłam swoją watahę i uciekłam przed siebie, nawet się nie oglądając do tyłu, byle jak najdalej od łowców i tego miejsca. Tak trafiłam do Londynu, nie odnalazłam się tam jednak, więc szybko przeniosłam się do mniejszego miasta, czyli do Yorku.
Na razie podoba mi się tutaj. Staram się trzymać z dala od wszelkich podziemnych spraw, nie jestem tu długo, ale zdążyłam się dowiedzieć, że, chyba na moje nieszczęście, jest tu całkiem sporo przedstawicieli różnych ras. Jestem jednak już chyba zbyt zmęczona, by tak szybko znowu się przeprowadzać, dlatego zostanę tu na jakiś czas i postaram się w nic nie wpakować. Szczególnie, że słyszałam plotki o jakichś radykalnych nefilim, nienawidzących Podziemnych - taka mieszanka jest zdecydowanie nie na moje nerwy.
York, 28.07.2020
Zdążyłam zaadaptować się w tym mieście. Haruję na dwa etaty, przygarnęłam pieski, co by nie wracać sama do pustego mieszkania, nie znalazłam się na celowniku łowców i policji, nie skasowałam samochodu... więc te półtora miesiąca uważam za całkiem udane.
Próbuję trzymać się z daleka od Świata Cieni, jednak nie jest to łatwe. Co rusz dochodzą do mnie różne plotki, nienapawające optymizmem. Do tego nie potrafię zapanować nad swoją wilczą stroną, boję się, że znowu stracę nad sobą kontrolę i zrobię komuś krzywdę. Słyszałam o jakimś azylu dla wilkołaków i watasze, może tam zdołają mi pomóc?
Ciekawostki
- Ma dwa psy: Artoriasa, mieszańca w typie doga niemieckiego i mniejszego, puchatego kundelka o brązowo-białej sierści o imieniu Sulyvahn.
- Homoseksualistka. To, że preferuje kobiety zrozumiała podczas okresu dojrzewania, utrzymywała to w tajemnicy przez cały czas bycia łowczynią.
- Ciężko jej jest określić swoją religię - wierzy w to, że istnieje jakiś absolut, ale nie potrafi przypisać go do żadnej znanej jej wiary.
- Znajomość języków - szwedzki (ojczysty), komunikatywny angielski oraz rosyjski, podstawy łaciny oraz norweskiego, pojedyncze wyrażenia w fińskim oraz islandzkim.
- Ma pamiątki, które pozostały jej po ostatniej misji za czasów bycia łowczynią i które starannie ukrywa w głębi szafy, jednocześnie nie chcąc się ich pozbywać - ma do nich ogromny sentyment. Jest to standardowe uzbrojenie nefilim, w tym serafickie ostrza (miecz dwuręczny i dwa toporki), tarcza z rodowym herbem i pancerz Centuriona.
- Wśród nefilim jest uznana za martwą. Obawia się rozpoznania i konfrontacji z rodziną oraz dawnymi znajomymi, dlatego unika kontaktu z łowcami.
- Nie lubi swojego wilkołactwa, jednak, gdyby miała taki wybór, nie powróciłaby do bycia nefilim i do ich twardych zasad.
- Nie przepada za swoim wilczym wyglądem, uważając, że jest nudny i zbyt zwyczajny w porównaniu z innymi wilkołakami.
- Wilkołaki z watahy, gdy dowiedzieli się o jej pochodzeniu, zaczęli nazywać ją córką Hatiego… i tak już zostało.
- Wyjątkowo boleśnie przechodzi przemiany, dlatego stara je się ograniczać do minimum - w wilka zmienia się tylko wtedy, gdy musi, na przykład podczas pełni.
- Za dnia groomerka: ukończyła kurs groomerski, od niedawna ma własny salon w Yorku. Tak, czesze również wilkołaki.
- W nocy zaś kierowca Ubera: nie cieszy się wysoką oceną, gdyż przedstawia większość cech, które nie opisują dobrego taksówkarza - nie lubi ciszy w samochodzie, dlatego puszcza głośną muzykę, do której śpiewa lub zagaduje pasażerów. Pali podczas jazdy, a jej Jeep jest nierzadko pełen psiej sierści. Zdarza jej się także zbyt gwałtownie zahamować lub najechać na krawężnik - ale zawsze dowiezie na czas w odpowiednie miejsce. Nawet, jeśli musiałaby przekroczyć prędkość czy wymusić pierwszeństwo.
- Nie wie, kto ją przemienił - jednak doskonale pamięta wilczy wygląd napastnika. Od niedawna go/jej poszukuje, chcąc się zemścić.
- Dobrze walczy bronią białą w ludzkiej formie, w wilczej też próbuje opanować tę sztukę. Zamiast kłów i pazurów, preferuje atakowanie mieczem trzymanym w pysku.
- Za czasów bycia nefilim była wegetarianką, teraz je mięso tylko upolowane przez siebie.
- Miała kilka epizodów z podpalaniem śmietników i innych łatwopalnych miejsc, co zostało skutecznie ukrócone przez jej ojca. Wciąż jednak z trudem odwraca wzrok od ognia, jest w nim coś, co ją fascynuje.
- Za to ma problem z innym żywiołem. Ma chorobę morską i odczuwa lęk przed głębszą wodą. Nie dotyczy to jednak jej wilczej formy, w której, gdy musi, jest w stanie przepłynąć niewielką odległość. Ze względu na ogrom sierści, która po namoknięciu staje się ciężka, jest to dla niej męczące i mało komfortowe.
- Każdy powyżej 40 roku życia to dla niej "boomer" i nie ma oporu przed tym, by rzucać tym określeniem na prawo i lewo.
- Dzięki wilkołakom z watahy udało jej się uzyskać fałszywe dokumenty na nowe nazwisko - dowód osobisty, paszport, prawo jazdy i świadectwo ukończenia szkoły średniej w Szwecji.
- Kiedyś uzależniona od runy joyous, dzięki której radziła sobie z problemami psychicznymi po Mrocznej Wojnie i Scholomancji. Teraz zastąpiła ją bardziej przyziemnymi i wilkołaczymi używkami.
- Denerwuje ją zapach wampirów, ale nic do nich nie ma; nie ufa wróżkom, jednocześnie będąc nimi zafascynowana; czarowników uważa za zbyt sztywnych boomerów.
- Paradoksalnie największy dystans ma do wilkołaków, ze względu na skojarzenia z subkulturą furry, za którą nie przepada.
- Płacze na takich filmach jak “Titanic” czy “Mój przyjaciel Hachiko”, a także, gdy widzi filmik czy artykuł na temat biednego, chorego zwierzęcia, które znalazło dom.
- Największa fanka Britney Spears, Justina Timberlake'a i Christiny Aguilery, o czym przekonuje się każdy, kogo zdarzy jej się podwieźć.