
Wysłany: 2020-02-03, 19:58
Cóż, do tej pory nie mieli zbyt wiele okazji by się spotkać i zacieśniać rodzinne więzy, więc oczywiste, że nie dzielili się ze sobą wszystkimi szczegółami swojego życia - zwłaszcza, że u obu z nich nie były one najciekawsze. Zjebane dzieciństwo nie było czymś, o czym chętnie się opowiadało, dlatego Gabriel nie wchodził w żadne głębsze szczegóły a pytany o blizny niemal za każdym razem milczał. Historia szram pokrywających jego ciało na zawsze pozostanie między nim a ojcem... no i Elim, który jako jedyny wiedział o wszystkim bez wyjątku. Był pewien, że to pierwszy i jedyny raz, kiedy zdecydował się otworzyć przez kimkolwiek do takiego stopnia.
Och tak, wszyscy kochamy Arthura Blackthorna, prawda? Nie? A to niespodzianka! A przecież robił wszystko, by przynieść dobre imię swojemu rodowi! Po drodze zapomniał chyba jednak, że bezuczuciowe, pozbawione empatii maszyny do zabijania wcale nie są w społeczności Łowców mile widziane.
- Niestety nie. Chociaż gdybym mógł... - nie musiał kończyć, to co powiedział było już wystarczająco wymowne. Teraz, wypowiedzane w tej sytuacji i takim tonem brzmiało tylko i wyłącznie jak niewinny żarcik, jednak gdyby Blackthorn miał możliwość pozbyć się Arthura i nie ponieść za to żadnych konsekwencji, zrobiłby to dawno temu, bez mrugnięcia okiem. Zabawne, jak bardzo był w tej kwestii hipokrytą - nienawidził Arthura z całego serca, ale jednocześnie wcale bardzo się od niego nie różnił. Może i nie był alkoholikiem, nie miał chęci modru na wszystkim, co się rusza i nie nienawidził Podziemnych, pomijając jednak te kwestie był tak samo zepsuty jak jego ojciec. Meghan wiedziała zapewne, że jej kuzyn jest katem i przejął fuchę po tatusiu, nie miała jednak prawa wiedzieć, że Gabriel czerpie przyjemność z tego, co robi - tym większą, im dłużej skazaniec cierpi. Pewnie lepiej, że nie zdawała sobie sprawy, bo prawie każdy, kto o tym wiedział, wolał nie mieć z nim więcej do czynienia. - Brzmi dokładnie jak on. Dorzuciłbym tylko kilka niecenzuralnych słów - stwierdził, słysząc ten przepiękny cytat. Tak, Arthur bez conajmniej jednej kurwy w zdaniu nie był Arthurem! To z całą pewnością jego wina, że pierwszym słowem Gabriela nie było mama czy tata, a fuck właśnie. Uroczo, prawda? Cóż, witamy w rodzinie Blackthorn.
- Widać całej rodzinie życie dość mocno daje po dupie - stwierdził, ale nie powiedział już nic więcej na ten temat, bo i po co. Nieszczególnie chciał mówić o swojej przeszłości, Meghan jednak z chęcią mógł wysłuchać. - Od dawna nie masz z nimi kontaktu? - zastanawiał się, jak długo ciągnęły się jej poszukiwania stada. Skoro były tam osoby, na których jej zależało, to nic dziwnego, że się nie poddawała. Z kolei informacja, że jest wujkiem nieco go zaskoczyła, bo Meg mu nigdy o żadnym dziecku nie wspominała. - W takim razie spóźnione gratuluję... czy coś - brak pomysłu, co też mógłby w takiej sytuacji powiedzieć spróbował zatuszować lekkim uśmiechem, który ostatnimi czasy gościł na jego twarzy tak rzadko. Wprawdzie za dziećmi nie przepadał, ale potomka kuzynki chętnie by poznał, jeśli kiedyś nadarzy się ku temu okazja.
- Nie proś mnie, żebym ci to wytłumaczył, bo też nie rozumiem... zwłaszcza, że Arthur i Grace doskonale wiedzieli, że nawet runy małżeńskie nie są w stanie zmusić mnie do wierności, ani tym bardziej do spłodzenia potomstwa - aż się wzdrygnął na tę myśl, bo raz, żeby do tego doszło, musiałby spać z Lynette a dwa, on wychowujący dzieci był naprawdę beznadziejnym pomysłem. Wyrosłoby kolejne pokolenie katów z sadystycznymi skrzywieniami, a tego raczej nikt by nie chciał. Całe szczęście, że dwóch facetów nie ma możliwości rozmnażania się - Gabriel miał przynajmniej stuprocentową pewność, że nigdy nie zaliczy wpadki. Bądź co bądź, wolał nie mieć do czynienia z dziećmi więcej, niż to było absolutnie konieczne. - Wuj Logan miał szczęście - dodał jeszcze, nie mówiąc tu rzecz jasna o skłaczeniu samym w sobie, a o uniknięciu przymusowego małżeństwa dzięki osobie, na której mu zależało.
/zt. X2, bo Meśce się znikło