
Wysłany: 2019-08-08, 00:00
Życie Łowców było cholernie trudne, z tego musiały zdać sobie sprawę nawet małe dzieci, które w każdej chwili mogły stracić swoich rodziców. Śmierć ciągnęła się za nimi i nie chciała ich opuścić, nie był rodziny, która nie straciłaby chociaż jednego jej członka. Ciągle czuli na karkach lodowaty oddech, ciągle musieli egzystować z myślą, że ten dzień mógł być tym ostatnim. Viv nienawidziła tego uczucia. Dlatego mimo wszystko starała się czerpać z życia, którego jeszcze kurczowo się trzymała, dlatego rozwijała swoją pasję, dlatego ciągle próbowała nowych rzeczy, ciągle chciała się rozwijać. I dlatego też ciągle szukała kogoś, kto mimo ciągłego zagrożenia, będzie trwać u jej boku. Ona rozumiała, z czym to się wiąże. Nie martwiła się już tylko o to, czy ona przeżyje. Takie same obawy obejmowały drugą osobę. Dlatego wyjazd Raina, jego zachowanie, jego odtrącenie jej, bo według niej tak to wyglądało, było dla niej koszmarem. Tym bardziej że Łowca nie był jej obojętny, ba, to o nim myślał najwięcej. I z każdą minutą przydługiego milczenia do głowy przychodziły kolejne czarne scenariusze. Rain musiał to zrozumieć. Nie był już samotnym wilkiem. Miał kogoś, kto również otworzył na niego swoje pobliźnione serce, a to nie było takie proste. A było jeszcze trudniejsze, gdy ten ją od siebie odsuwał. Doceniała, że powiedział jej przynajmniej o śmierci ojca. Bo trzymanie tego w tajemnicy tylko by pogorszyło całą sprawę.
Spokój Raina jeszcze bardziej irytował Viv. Już wolałaby zobaczyć negatywne emocje na jego twarzy niż tą ściskającą za gardło obojętność. Miała wrażenie, że jest dla niego nikim, że całe to spotkanie nie ma sensu. Wyrzuciła z siebie ogromną mieszankę emocji, to jednak jeszcze bardziej ją skonfundowało, niż pomogło. Chciała jakiejkolwiek reakcji, znaku, że poczuł skruchę, że jest na nią zły, cokolwiek. Dla niej to nie była słabość, dla niej to była oznaka, że ten ktoś żyje i nie ma cię głęboko w dupie. Nie uciekł, ale nie wydawał się w ogóle tym wszystkim poruszony. Znów zabolał ją serce. Wyszła, nie chcąc robić większej sceny dla widowni, która byli goście klubu.
Oddychała głęboko, zaciskając powieki. Co miała teraz zrobić? Pójść po prosty w swoją stronę? Wrócić tam? Rozbić mu ten cholerny kufel na głowie? Zacisnęła zęby, jednak odwróciła się, słysząc ruch przy wejściu. Zobaczyła go i znów się w niej zagotowało. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, nie chcąc na niego teraz patrzeć. On jednak ją osaczył, niczym drapieżnik, który zaczaił się na ofiarę. Ne miała gdzie uciec, nie mogła się nawet rzucić do tej całej rzeki, bo mężczyzna zagradzał jej drogę, którą mogłaby zwiać.
Poczuła dotyk na swoim ramieniu i w odruchu przyłożyła swoją dłoń tak, jakby chciała strącić rękę Raina. Nie zrobiła tego jednak, sama nie wiedziała czemu. Dała unieść swój podbródek tak, by mogła patrzeć mu w oczy. W jej krył się smutek, żal i ból. A w jego? Czy znów zastała te obojętne spojrzenie z kilkoma dzikimi iskierkami?
Widziała, jak się uśmiechał, choć jej to wcale nie pocieszyło. Poczuła jego wargi na swoich i nie wiedziała co zrobić. Poddać się mu, odrzucić go? Zacząć żałować, że nie może się teleportować, jak to robią czarownicy? A potem zaczął mówić, a ona słuchała. Bo były to słowa, których nie bardzo się spodziewała.
- Rain, ja do cholery też jestem Łowca od urodzenia. Przecież ja doskonale wiem, co to znaczy. Mogę nawet zrozumieć to, że masz problemy z wyrażeniem siebie, mogę ci pomóc to przezwyciężyć, ale ty musisz tego chcieć. Wyjść z tej swojej bańki, która wokół siebie stworzyłeś. Ja nie jestem lalką. Wiesz, że tez mam uczucia? Że nie jestem niezniszczalna? Ja po prostu... Ja potrzebuję kogoś, kto będzie przy mnie, kto będzie mi ufał i komu ja będę mogła zaufać. A przez tę całą sytuację poczułam się... Cholera, Rain, naprawdę źle - w odruchu położyła swoją dłoń na jego policzku. Zmarszczyła brwi, a w jej oczach pojawiało się jeszcze więcej wilgoci. Poczuła, jak stykają się czołami.
Nie miała pojęcia co zrobić, świat nie dawał żadnych wskazówek, a ona czuła się zagubiona. Wybaczyć? Zostawić to wszystko za sobą jako wspomnienie? Odwróciła znów głowę i przeczesała włosy ręką.
- Rain, ja po prostu nie zniosę tego, jeśli znów wyjedziesz i nie będę dostawać od ciebie znaku życia - spojrzała mu w oczy. - Ja to naprawdę traktuje wszystko na poważnie, ale nie wiem, czy ty jesteś pewien, że chcesz się tak zaangażować? Bo ja... - westchnęła i mocniej oparła się o ścianę, przymykając oczy. - Mam ochotę dać ci z liścia i sobie pójść, ale wiem, że mogę tego żałować - mówiła, stojąc niemal nieruchomo.