
Wysłany: 2020-08-22, 15:20
To takie łatwe. Zanurz się w pracy po ostatnie końcówki włosów, chwyć palcami spoczywające na dnie kamienie, przywiąż się do rafy, aby nie daj Królowo wychylić głowę poza powierzchnię toni realizmu. Otul się w miękkich prądach stałych wód obowiązków, pozwól, by słodkie zmęczenie zmusiło do ułożenia skonanej głowy na miękkich piaskach łoża jezior. To zabawne jak bardzo byli podobni. On nie chciał myśleć o Niej, o mamie, bracie, rodzie, karze, wiszącej nad głową niczym gilotyna, oczekująca na przecięcie liny przez wytrawnego kata. Znalazł swe schronienie w księgach, przypowieściach, historiach, pogłoskach i marzeniach lepszej przyszłości. Ona natomiast lata temu odkryła największe z powołań — dar kradzieży życia Tej, która przekraczała setki razy dziennie rzeki Charona, wydłużając życia tym, co przegrali ruletkę z losem. Dlatego uśmiechnął się szeroko na subtelną prowokację, przychylając niewidzialnego kapelusza.
-Sądzisz, że ładnie mi będzie w spódnicy pielęgniarki? - brwi poruszyły się w droczącym się geście, a rozmarzone paczałki pomknęły w stronę filmów, które podobno dzieci znać nie powinny. Mówimy tu naturalnie o jelonku Bambi (a może to było lwiątko?). Niczym wygłodniała pijawka kradł światło czarownicy, słodką aurę .. tej prostej dobroci, ciepła, bezpieczeństwa, które niegdyś czuł wyłącznie pośród rodzinnych lotosów, świergotu carskich słowików i zapachu orientalnej roślinności. Pławił się w tym uczuciu, brodząc uparcie w głębsze tonie wiedźmowskiej empatii, zdobywając upragniony na krótką chwilę spokój.
-Co wówczas czułaś? - zapytał ciekawsko, wpijając na nowo szare źrenice w damę nad nim. To tak.. abstrakcyjne, aby ktoś o charakterze największej z gwiazd dał porwać się instynktom swej matki. Może to on długi czas miał spaczone spojrzenie, tak bardzo nieadekwatne — toż to było dziecię demonicy, to oczywiste, iż posiadała w swym wnętrzu również tak podatną ziemię na ziarna zła, sianego na nieskazitelną duszę. A jednak całym swym istnieniem Oktober utwierdzała go w przekonaniu, że nie — pomimo swych korzeni, historii, przekleństwa, zachęcającego cichymi podszeptami, by czynić najgorsze zło, wyszła z batalii zwycięsko, poświęcając długie lata żywota na ratowaniu dusz zamiast skazywaniu na potępienie w kolejnych kręgach piekielnych.
-Wilki.. są niesamowicie wyczulone na każdą emocję, która tli się wewnątrz nas. Ów Dziecię Księżyca byłoby zwyczajnie głupie, gdyby nie dostrzegło, co Tobą dyktowało. Toż każdy, kto spojrzał na Ciebie chociaż raz, wiedziałby, że gdyby nie ów klątwa, uratowałabyś wszystkie zagrożone Jednorożce z ziem Jasnej krainy Faerie. - fuknął obruszony, bo jak rozumiał motywy czarownicy, tak uparcie będzie trzymał się swojej teorii do samej śmierci. Oktober była jedną z tych, którą wpuścił do drżącego serduszka, to i zasługiwała na ten kredyt zaufania oraz olbrzymiego marginesu błędu.
Potarł nieporadnie kark, próbując skleić chaos Kropelką.
-Tak. Nie. Nie wiem. Powinienem. - zaczął krzywo, a dłonie poszukiwały "czegoś", by zająć się w ramach odreagowania stresu. Pech padł na rąbek sukienki wiedźmy, którą zaczął skubać, lekko skręcać, naprostowywać i tak w kółko. -Osoba odpowiedzialna za bałagan sama jest w ciemnym miejscu, nie jestem pewien, czy dźwignęłaby coś ponad proste funkcje życiowe. - nie ufał tamtej Nefilim. Nie po tym wszystkim, co ich spotkało. Może gdyby ich losy nie splotły się tak głupio, banalnie, niczym z najgorszego sortu fanowskich fanficków, to kto wie? Prawdopodobnie wówczas dałby radę spojrzeć ponad własny dumny czubek własnego nosa, przyjrzeć się ciemni jej duszy i wyciągnąć ufnie rękę, wierząc, iż chociaż na ten jeden moment zjednoczą się we wspólnej walce o lepszą przyszłość? Trywialne? Bardzo. Jednakże jeszcze bardziej prawdziwe. -Ja.. chcę wrócić na jakiś czas do domu, spróbować odzyskać moje miejsce w znanym mi szeregu, może wyrazić szczere przeprosiny za wszystkie krzywdy, jakie przeze mnie ród Shimizu doświadczył. Prawdę mówiąc.. nawet nie wiem, czy wrócę, w jakim stanie, jako kto. Obecne badania prowadzi grono czarowników, więc oni raczej są lepszym już ode mnie źródłem informacji — na razie prowadzą politykę kontaktowania się ze mną w ostateczności, co tak między nami szczerze doceniam. Wiem, że pewnie odkryją rzeczy, które planowałem zabrać do grobu. Wiem, że mogą mnie zawieść. Wiem, że dałem im zagwozdkę, na którą raczej nie byli przygotowani. I wiem, że to wszytko może nie wypalić — ale niech mi Anioł uwierzy, gdy mówię, iż prędzej zginę, aniżeli poddam się, nim Pani Domu otworzy swe oczy. - cicha determinacja, cienki płomyk uporu. -Przepraszam, mówię dziś za dużo, ale no jeśli nie Tobie, to komu? - ciche poczucie samotności, odosobnienia wdziera się na chwilę, dokładając kolejną emocję na budowane w izolacji cegiełki. -Odnosząc się jednak merytorycznie do pytania: moją winą było wystawienie życzącej na pośmiewisko. Pozostawiłem ją na ślubnym kobiercu zaraz przed złożeniem małżeńskiej przysięgi. Nie potrafiłem.. nie potrafiłem obiecać jej siebie, nie przed Aniołem. Jak mógłbym, gdy taiłem przed nimi wszystkimi jedną z oczywistych prawd? W afekcie zamknęła mnie w iluzji błędnego koła, dzień w dzień przeżywałem kolejne godziny naszego ślubu, a w swym uporze odmawiałem, by chociaż raz spojrzeć na całą tę sytuację jej oczyma. Powinienem. A jednak głowę miałem kompletnie gdzie indziej, wbijając kolejne szpile winy we własne sumienie. Efektem.. Pani Shimizu zasnęła, jako ta, która podarowała mi wszystko, włącznie z darem życia. - nabrał głośno powietrza, huk opadającego ciężkiego gorsetu rozniósł się po idylli yorkowskiego parku.
 Fight so dirty, but you love so sweet
Talk so pretty, but your heart got teeth
Late night devil, put your hands on me
And never, never, never ever let go
|