
Wysłany: 2018-04-25, 22:23
Sprawy były niezwykle skomplikowane. Kieran nie spodziewał się, że w tak niedużym stosunkowo mieście, w porównaniu do Londynu oczywiście, będzie działo się tak wiele. Nie spodziewał się, że kontrole spróbuje przejąć jakaś chora sekta, ani tego, że większość zostanie zaatakowana przez niespodziewaną chorobą, której skutki będą takie, a nie inne. Czuł bardziej, o ile można to w ten sposób ująć. Vaughan zawsze wykazywał się nadmierną empatią, odczuwał stany innych, rozumiał to, potrafił pomóc. Teraz to wszystko wzmogło się znacznie, a do tego jego dotyk był wyraźnym środkiem przekazu emocji. Nie wiedział jak, dlaczego i wskutek czego to się działo, domyślał się jedynie, że mogą być to powikłania po chorobie, którą niedawno przeszedł. Bądźmy szczerzy, ale infekcja, wirus czy inne cholerstwo, na które nie reagowało kompletnie nic? A do tego kończyło się w tak dramatyczny sposób. Najważniejsze, że wiedział, że nie jest już mordercą. O ile zarzut zabicia tamtego wampira już na nim nie ciążył, o tyle zabił guru kłusowników, zrobił to jednak w słusznym celu, doskonale wiedząc, że to jedno wyjście, które zaprowadzi jego ludzi w odpowiednie i bezpieczne miejsce. Musiał wybierać. To było najgorsze.
Wracając jednak do emocji. Z racji tego, że Misha był Omegą, z którym wytworzył wyjątkową więź, czuł jego emocje jeszcze bardziej. Dotyk komplikował wszystko. Kieran wiedział, że to, co działo się w głowie blondyna było jeszcze większą komplikacją i trudem. Wiedział, że męczy go to, nęka i doprowadza do szaleństwa. Świadomość wcale nie pomagała, wręcz przeciwnie. Problem polegał na tym, że Misha nie miał nad nią kontroli, stawiał sam siebie na gorszej pozycji uważając bestię w sobie za niewyżytą i wyuzdaną, potrzebującą tego. Vaughan i jego Alfa byli całkowicie zgodni, przez wiele lat ciężkiej pracy stali się kompatybilni. Czasem ciężko było to zrozumieć, ale w tym momencie Oni obaj, on i Alfa pragnęli jednego. Mishy i jego Omegi, nie osobno, jednocześnie, w tym samym momencie. Kieran nie chciał, aby Misha został zepchnięty na dalszy plan, tylko dlatego, że jego wilk dawał się ponieść emocjom.
Nie spodziewał się tego, że Misha zrobi tak śmiały krok, choć nie miał pewności, czy to on, czy Omega. Sam pozwolił sobie na tę odrobinę szaleństwa, chwilę zapomnienia, w jego objęciach, zatracając się pocałunkach i szukania jeszcze większego kontaktu ich ciał. Nie wiedział co ma sądzić o jego odczuciach, emocjach i tym, co siedziało w nim. Wiedział jedno, to nie było odpowiednie, nie w tym momencie. Bardzo delikatnie i subtelnie odsunął go od siebie, dając mu do zrozumienia, że muszą na chwilę przystopować.
- Jesteś naprawdę wspaniałym mężczyzną, Misha… – szepnął cicho gładząc jego rozpalony policzek, jego oczy były w tym obrazie najpiękniejsze. – Wiele bym dał, żebyś mógł teraz całkowicie odciąć się od niej… – dodał muskając lekko jego usta. Chciał, aby Misha to czuł, a nie jego spragniona Omega, zapędzająca się w te granice szaleństwa. – Jeśli nie chciałeś, aby to wyglądało w ten sposób… To powiedz mi, czego naprawdę pragniesz… – jego głos był mrukliwy, niski i bardzo przyjemny. Chciał poznać jego pragnienia, obawy, jego całego. Potrzebował poznać go całego.